Mała Ruda tak nazywaliśmy kotkę która towarzyszyła nam w naszym obejściu długie 6 lat. I w zimie kiedy koczowała z towarzyszką Laciatą i potem,kiedy ta odeszła za tęczowy most już sama. Zawsze meldowała się w godz.8-10 na śniadanie które zjeżdżało do niej windą pudełkową na dół. Pięknie zjadała śniadanie i koło godz 16-17 -tej był drugi posiłek ,na który się meldowała .Miała apetyt, dobrze wyglądała , mimo trudnych warunków radziła sobie całkiem dobrze. Czyściutka okrąglutka.Nigdy nie dała się złapać na ręce. Raz jedyny w pierwszym roku kiedy się u nas znalazła przyniósł ją mój mąż do domu. Strasznie się wyrywała ale w koncu się dała ułożyć na tapczanie i wtedy zrobiłam jej fotkę To był rok 2013 Kilka minut póżniej uciekła bo nieostrożnie ktoś z nas otworzył drzwi.Ale co dziennie była. Nawet kiedy mąż był w szpitalu ja ją karmiłam i była w obejściu koło domu Nawet w mrozy chroniła się pod styropianem i przetrzymała trudny czas.Kilka dni temu jakby znikła ale córka po południu zobaczyła ją na tarasie jak przyszła z wizytą do Jorisa który był po operacji i chodził w takich śmiesznych gatkach.Córka im,zrobiła kilka zdjęć.Wczoraj przyszła Ruda i mąż akurat czyścił jej miski. Bardzo zmieniona ,ledwo trzymała się na nogach. Przytuliła się do niego otarła i błyskawicznie uciekła i już jej nie ma. Nie wiemy ,co się stało ?Myślimy ,że mogła odejść za tęczowy most tak, jak jej towarzyszka z przed lat..Bardzo nam smutno. Moi kochani, bardzo mi trudno o tym myśleć ale,skoro Wam piszę o wszystkich wydarzeniach w moim życiu to i z tym się z Wami musiałam podzielić Napisała Halina40013 Bara66 blogspot.com. cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz