Moi kochani .Muszę Wam to napisać Dzisiaj od rana czułam się nie za bardzo. Silny wiatr na dworze i chyboczące się mocno gałęzie to widok którego bardzo nie lubię.Wydaje mi się wtedy ,że zaraz się uniosę do góry i gdzieś pofrunę .Pewnie to jakaś odmiana morskiej choroby..Mała Patusia kiedy siedziałam przy komputerze nie dała mi spokoju Ocierała się o mnie i wyraznie mi przeszkadzała..Nagle,około godziny 13 tej poczułam silny ból w klatce piersiowej rozpierający promieniujący do uszu i głowy i zrobiło mi się słabo. Zawołałam meża i poprosiłam o zmierzenie mi ciśnienia. Miałam 166/78 i bardzo niskie tętno,45 uderzeń. Zażyłam Polopiryne S i po chwili było już 144 /78 i tętno 55. Położyłam się na kanapie i wtedy Patusia przystąpiła sama z siebie do akcji zaczęła mnie ugniatać po klatce piersiowej swoimi łapkami. Pazurki schowane .Nie dała się odpędzić, pracowała dobre 10 minut, wytrwale miejsce obok miejsca.Mnie, przynosiło to wyrazną ulgę -wracałam do żywych.W tej chwili, czuję się bardzo słabo,ale już mnie nic nie boli a tętno jest lepsze .Mam 60 uderzeń na minutę.Chcecie ,nie chcecie ,wierzcie nie wierzcie ale ten mały kotek mnie uleczył. Sama malutka ,drobna ale jakie ma serduszko.Teraz schowała sie do swej norki za tapczanem i śpi wyczerpana a ja stukam aby Wam o niej opowiedzieć. Już czasem się zastanawiam nad tym skąd ona jest? Kto nam ją zesłał? I z tym pytaniem kończe ten mój dzisiejszy wpis. Dobrego wieczoru spokojnego życzę Wasza Bara 66 cdn.
Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz